Gwardia wygrywa w Zabrzu

11 lis 2020 |

Mecz rozpoczął się od wzajemnego badania gruntu. Oba zespoły próbowały swych sił, ale albo szanse przerywali bramkarze, albo też niecelność. Pierwsza bramka padła dopiero w piątej minucie, a jej autorem był Jan Czuwara. Prawdziwym bohaterem Trójkolorowych był jednak Martin Galia, który błyszczał tak imponującymi interwencjami, że niejeden młodszy kolega mógłby go błagać o korepetycje. To dało impuls zabrzanom do dalszej walki i już w 9. minucie było 4:0, co było wystarczającym impulsem dla trenera Rafała Kuptela, by poprosić o czas. Jego instrukcje przyniosły efekt, bo w krótkim czasie opolanie zdobyli trzy bramki. Po 14 minutach licznik wskazywał jednak wciąż przewagę zabrzan, 7:3. Szczęście jednak mogło dopisywać po kwadransie meczu, wszak zabrzanie szybko otrzymali dwie kary – dla Bartka Bisa za faula i Michała Adamuszka za przypadkowe, wydawałoby się, zagranie nogą w obronie. Mimo osłabienia, zabrzanie nie tylko zagrozili poważnie bramce gości, co w ostatecznym rozrachunku pozwolili tylko na odrobienie jednej bramki straty. Goście zdołali nieco zmniejszyć straty dzięki świetnej dyspozycji Mauera i Działakiewicza. Ciągły nacisk i niemoc strzelecka zabrzan  dała ostatecznie remis 10:10 na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy. Zabrzanie musieli uspokoić grę i znaleźć patent na Adam Malchera. Co więcej, gospodarze wręcz oddawali gościom piłki, by ci przekuwali je na łatwe kontry. A te Gwardia wykorzystywałą bezlitośnie, wygrywając pierwszą połowę 13:10.

Przed rokiem mecz Górnika Zabrze rozpoczął się od rozwinięcia gigantycznej flagi narodowej i wspólnego odśpiewania hymnu Polski. W tym roku mecz miał niestety o wiele skromniejszy wymiar z racji trwającej pandemii i ziejącej pustkami widowni hali. Wszyscy mogli więc w pełni skupić się na wydarzenia boiskowych. A tam czekały ogromne emocje, wszak od zawsze spotkania Trójkolorowych i Gwardzistów miały sporo podtekstów i przede wszystkim przepełnione były boiskową walką.

Mecz rozpoczął się od wzajemnego badania gruntu. Oba zespoły próbowały swych sił, ale albo szanse przerywali bramkarze, albo też niecelność. Pierwsza bramka padła dopiero w piątej minucie, a jej autorem był Jan Czuwara. Prawdziwym bohaterem Trójkolorowych był jednak Martin Galia, który błyszczał tak imponującymi interwencjami, że niejeden młodszy kolega mógłby go błagać o korepetycje. To dało impuls zabrzanom do dalszej walki i już w 9. minucie było 4:0, co było wystarczającym impulsem dla trenera Rafała Kuptela, by poprosić o czas. Jego instrukcje przyniosły efekt, bo w krótkim czasie opolanie zdobyli trzy bramki. Po 14 minutach licznik wskazywał jednak wciąż przewagę zabrzan, 7:3. Szczęście jednak mogło dopisywać po kwadransie meczu, wszak zabrzanie szybko otrzymali dwie kary – dla Bartka Bisa za faula i Michała Adamuszka za przypadkowe, wydawałoby się, zagranie nogą w obronie. Mimo osłabienia, zabrzanie nie tylko zagrozili poważnie bramce gości, co w ostatecznym rozrachunku pozwolili tylko na odrobienie jednej bramki straty. Goście zdołali nieco zmniejszyć straty dzięki świetnej dyspozycji Mauera i Działakiewicza. Ciągły nacisk i niemoc strzelecka zabrzan  dała ostatecznie remis 10:10 na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy. Zabrzanie musieli uspokoić grę i znaleźć patent na Adam Malchera. Co więcej, gospodarze wręcz oddawali gościom piłki, by ci przekuwali je na łatwe kontry. A te Gwardia wykorzystywałą bezlitośnie, wygrywając pierwszą połowę 13:10.

 

Drugą odsłonę gry zabrzanie zaczęli od mocnego wejścia i odrabiania strat. Zdecydowanie przeważali w ataku pozycyjnym, a świetne zawody rozgrywał Jakub Skrzyniarz w bramce. Brakowało jednak ciągle tego wykończenia, bowiem wciąż kolejne próby odbijał doświadczony Adam Malcher. Popularny Yogi znalazł chyba patent na lewoskrzydłowych zabrzan, wszak seriami odbijał próby Czuwary czy wcześniej Tomczaka. To była woda na młyn dla Gwardii, która uszczelniła obronę i notowała kolejne trafienia. I to nie z kontry, a… z 30. metra, które dwa razy pod rząd zdobył Maciej Zarzycki. Impas strzelecki zabrzan przełamał dopiero Jan Czuwara, dobijając swój własny rzut karny i zdobywając wreszcie trzynastą bramkę dla Górnika. Goście wciąż jednak mieli trzy trafienia przewagi. Wreszcie po czterech trafieniach w serii, zabrzanie zdołali zremisować 16:16. W tym samym momencie jednak musieli utrzymać remis w osłabieniu, wszak kolejną karę otrzymał Adamuszek. Zabrzanie nie ustępowali. Wciąż walczyli o kolejne bramki i już wiadomo było, że wynik rozstrzygać się będzie do samego końca. Na 10 minut przed końcem Trójkolorowi prowadzili 19:18, choć znów musieli grać w osłabieniu. Trzecią karę otrzymał Adamuszek, a co za tym idzie – otrzymał wykluczenie z dalszej gry. 

Żaden z zespołów nie potrafił wypracować choć minimalnej przewagi. Na wynik w ostatnich pięciu minutach mogło wpłynąć jednak podwójne osłabienie gości – kary otrzymał Klimków i Sosna. Gra w przewadze zdawała się jednak nie być dobrą stroną Trójkolorowych, którzy nie zdołali przełożyć wyniku na swoją korzyść. Co więcej, oddali inicjatywę gościom, którzy nie dość, że zremisowali, to jeszcze zdołali wywalczyć drobną przewagę. I mimo nerwowych starań to nie wystarczyło, by zatrzymać punkty w Zabrzu. Gwardia ostatecznie zwyciężyła 24:23. 

Górnik Zabrze – Gwardia Opole 23:24 (10:13)

Górnik: Galia, Skrzyniarz – Bondzior 2, Daćko, Bis 1, Tomczak, Łyżwa 2, Sluijters 4, Czuwara 2, Buszkow 4, Gogola 3, Kondratiuk 3, Dudkowski 1, Krawczyk, Adamuszek. Trener: Marcin Lijewski

Kary:  10 minut (Bis, Adamuszek 3, Gogola)

Czerwona kartka: Michał Adamuszek (z gradacji kar)

Karne: 1/3

Gwardia: Malcher – Lemaniak 1, Sosna 4, Fabianowicz, Zarzycki 5, Klimków 1, Jankowski 2, Kawka, Mauer 2, Milewski 1, Morawski 2, Działakiewicz 5, Kucharzyk 1, Kowalski. Trener: Rafał Kuptel

Kary:  14 minut (Kucharzyk, Morawski, Jankowski, Kawka, Klimków 2, Sosna)

Karne: 1/1

Skrót z meczu

Fotorelacja z meczu